Otwieram oczy. Słodko przygniotłeś mnie ciężarem swojego ramienia. Śpisz, a Twoje czoło marszczy się, w tak ukochany przeze mnie sposób. Budzisz się, witasz mnie pocałunkiem. Po moim ciele rozchodzi się delikatne mrowienie. Przepełnia mnie radość. Delikatnie się uśmiecham, odgarniając Ci włosy z czoła.
Dzisiaj Sylwester. Czas podsumowań. Wracam pamięcią do tych chwil, w których się poznaliśmy. Do momentu, w którym po raz pierwszy przekonałam się, że jesteś całym moim światem. Jak bardzo się zmieniliśmy. Byliśmy jak inni. Ludzie dążą do tego, aby mieć. Pędzą za dobrą pracą, lepszym wynagrodzeniem. Kupują samochody, mieszkania, domy. Z troską głaszczą nowe meble. Skaczą pod niebo, jadąc na wymarzone wakacje. Tylko co z tego? Przecież prawdziwe szczęście, daje nam dopiero dotyk dłoni ukochanej osoby, smak jej ust, czułe gesty. Na co nam piękne mieszkania, skoro mieszkamy w nich sami. Po co samochody, jeśli wyruszamy nimi w samotne podróże. Co nam z wygodnych i pięknych mebli, jeśli siedzimy na nich w pojedynkę, a z ramek na zdjęcia szczerzy się do nas samotny uśmiech.
Ostatni rok przyniósł do mojego życia wiele zmian. Nienawidziłam Cię, Zbyszku. Nienawidziłam ze wszystkich sił. Byłeś dla mnie bolesnym wspomnieniem najszczęśliwszych dni mojego życia. Byłeś przeszłością, która odbijała się echem w moim złamanym sercu. Pojawiłeś się ponownie, rozwalając wszystko to, co sobie poukładałam na najdrobniejsze kawałeczki. Tyle, że ja dziś wiem, że nie rozburzyłeś wtedy mnie. Rozburzyłeś jedynie tą śmieszną otoczkę, tą dziwną Magdę , którą nie byłam, a którą próbowałam stworzyć.
Wielokrotnie zastanawiałam się, co stało by się, gdybyś nie pojawił się obok mnie tego wrześniowego wieczoru na ignaczakowym tarasie, gdybyś przeszedł wtedy obok mojej obecności obojętnie. Nie uśmiechałabym się teraz na widok Ciebie próbującego naprawić kran w kuchni. Nie witałabym każdego dnia w Twoich ramionach. Nie zatapiałabym się w Twoich oczach. Byłabym spokojna. Ułożona. Dużo bym pracowała. Nie jeździła na sankach. Nie chodziła na mecze z Twoim udziałem. Nie wychodziła bym z Twoim psem na spacer, nie zmywała po Tobie naczyń, nie prała Twoich ciuchów. Jednak jakie moje życie było by wtedy puste. Chociaż denerwuje mnie to, że skarpetkami częściej trafiasz na podłogę, niż do kosza z brudną bielizną, choć nie potrafisz po sobie sprzątać, wiem, że Twój powrót był najlepszym, co mogło mi się teraz przydarzyć.
- Madzia, żyjesz? Bo nasz obiad już definitywnie nie - śmiejesz się ze mnie, bo przypaliłam coś po raz kolejny w tym tygodniu.
- Kochanie, mówiłam ci już kiedyś, że ja nie nadaję się do wspólnego mieszkania. Nie zostanę perfekcyjną panią domu
- Będziesz kiedyś idealną żoną, ale to ja będę gotował - całujesz mnie mocno z uśmiechem na ustach i dzwonisz zamówić nam coś do jedzenia.
Dzisiejszego wieczoru wybieramy się z resztą drużyny do jednego z rzeszowskich klubów. Ubrana w nową sukienkę poprawiam usta szminką. Wychodzimy, a Ty splatasz ze sobą nasze dłonie. Na nikim nie robi już wrażenia to, że pojawiamy się tu wspólnie. Dla każdego z naszych przyjaciół jes to oczywiste. Nie odstępujesz mnie ani na krok. Jesteś blisko, co chwile delikatnie mnie całujesz. Spędzamy ten wieczór tak, jakby miały to być ostatnie chwile w naszym życiu.
Zostają minuty do wybicia północy. Wychodzimy na zewnątrz z szampanem. Odliczamy ostatnie sekundy do zakończenia roku. Na niebie rozbłyskują się sztuczne ognie, a my składamy sobie nawzajem życzenia. Mocno mnie przytulasz, wpijasz się w moje usta.
- Kocham cię, Madziu.
Z wrażenia zaschło mi w gardle. Zapomniałam na moment, jak się oddycha.
- Ja ciebie też, Zbysiu. Ja ciebie też.
Przez ponad rok nie słyszałam tych słów z Twoich ust. Na tą chwilę czekałam od momentu, w którym zabrałeś mnie z tamtej ławki do swojego mieszkania. Jesteś moim ideałem. I mnie kochasz. Nie mają znaczenia piękne kompozycje, pokazujące się teraz na niebie. Bo co może być piękniejsze od Twoich wpatrzonych we mnie oczu, Zbyszku. Czuję sie najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Czekałam na te dwa słowa. Czekałam na nie tak długo. Było warto. Teraz czuję się lekka jak piórko. Tak jakby sens tych słów unosił mnie w powietrzu.
Nad ranem wracamy pieszo ulicami Rzeszowa. Kocham to miasto. Kocham je prawie tak samo mocno jak Ciebie. Wtulam się w Ciebie i spoglądam na ośnieżone ulice, oświetlone blaskiem latarni. Stajemy na Moście Zamkowym. Wpatrujemy się w Wisłok. Nagle głośno krzyczysz, że mnie kochasz, i że jestem miłością Twojego życia. Słyszę te słowa po raz kolejny tego wieczoru, a po raz setny w swoim życiu. Nigdy nie zrobiły one jednak na mnie takiego wrażenia. Wiem, ze nie padły one z przyzwyczajenia, że nie powiedziałeś ich, bo tak po prostu wypadało. Wiem, że mocno je przemyślałeś, że jesteś ich pewien. Delikatnie całujesz mnie w czoło. Kocham Ciebie i wiem, że Ty kochasz mnie. Jak nie wiele potrzeba nam do szczęścia.
_____________________________________________
Siemankoo :)Zbliżamy się powoli do końca tej historii. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze :*
Przepraszam za nieobecność u Was. Cierpię ostatnio na przewlekły brak czasu :) Obiecuję wszystko szybko nadrobić :)
Pozdrowienia z Miasta Siatkarskich Mistrzów Polski :)
Paulik :*