2012/09/08

Całujesz mnie tak, że brakuje mi tchu . . .


Od kilku dni czuję się jakby ktoś zamknął mnie w magicznej bańce mydlanej. Wszystko wokół mnie jest piękne, cudowne, wręcz eteryczne. Mam jednak na uwadze to, że świat, który budujemy wspólnie jest niezwykle kruchy. Jakby w każdej chwili ta bańka mydlana mogła pęknąć.

Każdy mój dzień mieści się w granicach Twoich ramion. Poranki mają zapach kawy i Twój uśmiech, a wieczory smakują Twoimi pocałunkami. Nawet zupę doprawiam Twoją obecnością. Można powiedzieć, że praktycznie mieszkamy razem, tylko tak jakoś dziwnie, na dwa mieszkania. U mnie jest pełno Twoich koszul, a w Twojej łazience stoją moje kosmetyki. Praktycznie codziennie zasypiam i budzę się obok Cebie. Chodzę do kina, spaceruję, odpoczywam. Zawsze z Tobą.

Teraz leżysz obok mnie, żartujesz, bawisz się kosmykiem moich włosów. Drażnisz się ze mną, drapiąc brodą o zagłębie nad obojczykiem. Zabierasz z kolan laptopa, nie pozwalając dokończyć projektu i wpijasz się w moje usta. Delikatnie gładzisz mnie po plecach, mocno przytulasz. Twoje usta są coraz bardziej zachłanne, błądzą po moim ciele. Twoje dłonie dotykają moich piersi. Wzdłuż kręgosłupa przebiega mnie dreszcz. Kochając się z Tobą czuję się spełniona. Nie zapominasz o żadnym fragmencie mojej skóry, na której pojawia się gęsia skórka. Tak jakbyś chciał zaznaczyć, że każdy fragment mnie należy do Ciebie, Zbyszka Bartmana. Na koniec wtulasz mnie w siebie. Tak, jakbyś chciał schronić mnie przed zimnem tego świata. Jestem Twoja, Zbyszku. Należę w pełni do Ciebie. Skradłeś każdy fragment mojej duszy, pojawiając się w moim życiu.

Wychodzisz na trening. Pozostawiasz po sobie pustkę w łóżku i zapach perfum w przedpokoju. Pozostawiasz moje opuchnięte od Twojej obecności usta. Od kiedy tu jesteś wszystko się zmieniło. Zaczęłam zauważać kolory, odróżniać smaki. Wraz z Twoim powrotem pojawiłam się nowa ja. A w zasadzie wróciłam ja, ta sprzed kilku miesięcy. Znowu potrafię uśmiechać się bez powodu. Znowu umiem cieszyć się każdą sekundą życia.

Kończę projekt, a Ty pojawiasz się po treningu w drzwiach mojego mieszkania. Na twarzy masz ten swój łobuzerski uśmiech. Każesz mi się ciepło ubrać i zabierasz mnie na spacer. Wsiadamy do Twojego samochodu zawozisz nad wielką górkę, wyciągasz z bagażnika sanki, na których mamy niby zjeżdżać. Musimy śmiesznie wyglądać, usadawiając się na zabawce we dwójkę. Zjeżdżamy raz po raz wywracając się i głośno śmiejąc. Leżę po raz kolejny na śniegu, Twój śmiech unosi się echem po okolicy. Podnoszę się szybko, wkurzona do granic możliwości, krzyczę na Ciebie. Całujesz mnie. Całujesz mnie tak, że brakuje mi tchu. I już nie potrafię się na Ciebie złościć. Łapiesz mnie za rękę i zabierasz do siebie. Zmarzniętą, ale przepełnioną ciepłem. Ciepłem Twojej obecności.

Pod drzwiami Twojego mieszkania czeka na nas niespodzianka. W postaci Kubiaka. Ma zdziwioną minę na widok naszych splecionych dłoni. Spoglądamy na niego, następnie w swoje oczy i wybuchamy śmiechem, na widok jego zdezorientowanej miny.
- Wiedziałem- ucina krótko pod nosem.

Wchodzimy do środka, pijemy przygotowane przez Ciebie grzane wino. Śmiejemy się. Dzisiejszego dnia zaśmiałam się więcej razy, niż przez te kilka miesięcy naszej rozłąki. Misiek cały czas mówi, że wiedział, że tak się to skończy, że w końcu wrócimy do siebie. Uśmiecham się tylko niepewnie. Bo czy my jesteśmy razem? Raczej jesteśmy dwójką osób, które spędzają ze sobą każdą wolną chwilę. Dwójką osób, które nie potrafią żyć bez siebie. Na pewno zachowujemy się jakbyśmy byli parą. Brakuje mi jednak Twojej deklaracji. Brakuje Twojego ‘kocham’, które mogłoby uprościć sprawę. Obiecałam dać Ci czas, na poukładanie sobie tego wszystkiego. Czekam, cierpliwie czekam, Zbyszku, bo wiem, że jest na co. Czekam na Ciebie. Nie moja wina, Zbysiu, że jestem kobietą. Nie moja wina, że my, kobiety, już takie jesteśmy, że lubimy słyszeć, że jesteśmy kochane. Lubimy mieć pewność, że jesteśmy tymi jedynymi. Chcemy wiedzieć, że możemy czuć się bezpiecznie.  Dlatego ja czekam, Zbysiu. Czekam, aż poukładasz sobie swój świat.

Znów leżę przytulona do Twojego torsu. Znów bawisz się moimi włosami i delikatnie całujesz w czubek mojej głowy. Kubiak śpi za ścianą, a chrapanie przypomina nam o jego obecności.
- Madziu, śpisz?
- Jeszcze nie.
- Madzia, nawet nie wiesz jak cieszę się, że jesteś.
Całujesz mnie jeszcze delikatnie. A ja zasypiam. Zasypiam modląc się do Boga, by było tak już zawsze.


___________________________________
Witam :*
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze :)
Agg, postaram się poprawić z przecinkami ;p Jeśli chodzi o akapity, pominęłam je celowo. Nie pasowały mi do tej historii i przemyśleń bohaterki.
Pozostawiam kolejny do Waszej oceny.
Pozdrawiam z Miasta Siatkarskich Mistrzów Polski 
buziaki :***
Paulik